piątek, 5 lutego 2016

Trudna droga...



M.
Ewo, czyżbyś zdecydowała się o tym napisać..., o tym
- o czym myślę??? Tyle razy prosiłem, abyś pomyślała
nad tym, aby opisać tę "Trudną drogę...", a Ty za każdym
razem mówiłaś- zobaczymy, jak to będzie..., jak walczyłaś
o to, aby Twój syn przyjął sakramenty:
1. Sakrament Pokuty.
2. Sakrament Eucharystii.

E.
Dokładnie będę o tym pisać, o czym przed chwilą 
wspomniałeś. Do Pani katechetki nie zwracałam się
z żadną prośbą, aby mi pomogła. Czy rozmawiała 
z Księdzem? Tego nie wiem. Zwróciłam się bezpośrednio
do ks. Proboszcza. Chciałam pójść na plebanię, aby z Nim
porozmawiać, ale wcześniej zadzwoniłam. Odebrał.
Z początku było w miarę grzecznie i miło, ale później
musiałam odsuwać słuchawkę od ucha, bo tak się do
mnie 'darł' (czyt. bardzo głośno krzyczał), że nie 
dało się 'normalnie' słuchać. Mało tego- swoimi słowami
"pomstował do Boga"...

M.
Ta "pomsta" dotyczyła Ciebie Ewo. Prawda?

E.
Prawda. Nie wiedziałam, co to znaczy...

M.
Teraz już wiesz. Pytałaś Go, czy Twój syn przystąpi do
Komunii Świętej...

E.
Odpowiedział, że- nie. Zapytałam 3 razy. Za każdym
razem otrzymałam taką samą odpowiedź...., ale
kiedy powiedziałam, że skoro taką Ksiądz podjął
decyzję, to i ja stwierdzam, że nie ma sensu, aby mój Syn
chodził na religię- to już nie był taki san człowiek, 
jak na początku naszej rozmowy. Zaskoczyłam Go tym, co powiedziałam. Już się nie 'darł', ale dosyć spokojnie 
zapytał mnie - "a czemu ma nie chodzić?" 
Odpowiedziałam Skoro nie będzie u Komunii, to po co ma chodzić na religię??? Zapytałam, czy mogę przyjść na plebanię, 
aby z Nim porozmawiać. Zgodził się, ale pod warunkiem, 
że przyjdę z moim partnerem.

Gdy mój partner przyjechał z pracy- opowiedziałam
Mu o tej rozmowie. Powiedział mi tak-"Skoro Ksiądz
Cię zapraszał to idź!" Tłumaczyłam, że mam iść z Nim.
Powiedział mi, że nigdzie nie pójdzie. Powiedz, co
miałam robić? Zadzwoniłam do Księdza jeszcze raz.
Powiedziałam Mu, że mój partner nie chce pójść ze mną.
"A co ja Ewo na to mogę poradzić? Samej Cię nie przyjmę
- tylko z ojcem Waszego dziecka". Dzwoniłam jeszcze raz,
prosiłam- ale i tak nic to nie dało. Dałam sobie spokój.

M.
Znam Twojego Partnera i  nie tylko ze zdjęć. 
Współczuję Ci bardzo i dobrze wiesz, że nie tylko ja:-((.
Ale jak ten człowiek (mowa o Twoim byłym partnerze)
mógł zrobić Takie 'świństwo' swojemu dziecku???

Jak śmiał..., coś takiego zrobić??? Trudne do ogarnięcia
i zrozumienia:-((

M.
Kolejną osobą, do której się zwróciłaś, którą prosiłaś
o pomoc w tej sprawie- był ks. Dziekan. Czy tak?

E.
Tak. Nie chciałam nigdzie dzwonić czy jechać, aby inni
też o tym wiedzieli. Chciałam tę sprawę załatwić w swojej
parafii- z byłym ks. Proboszczem. Nie udało się.
To właśnie mama wspomniała o ks. Dziekanie..., ale o tym
już niebawem...

Dobranoc.

M.
Dobranoc Ewo:-)), a jutro powiem Ci więcej podczas
innej, naszej rozmowy:-).

6. 02. 2016 - c.d.

E.
Zadzwoniłam do ks. Dziekana. Przedstawiłam się i już
na początku rozmowy zaproponowałam, że pojadę
do ks. Dziekana, ponieważ ta rozmowa nie jest na telefon.
Ksiądz przedstawił się, ale nie z imienia i nazwiska.
Powiedział, że jest ks. Dziekanem. Powiedział też, 
że nie ma takiej potrzeby, abym jechała; powiedział 
też wysłucha tego, co mam do powiedzenia przez telefon.Opowiedziałam Mu, w jakiej sprawie dzwonię.
Powiedział mi, że teraz musi jeszcze wysłuchać drugiej strony
- tzn. ks. Proboszcza. Powiedziałam, że to przewidziałam,
że nie ma problemu. Zanim się rozłączyłam- zapytał
mnie -"czy mój Syn przyjął Sakrament Chrztu Świętego?"
Odpowiedziałam, że- tak. Kolejne pytanie, to:
"Czy w Pani parafii?" Tak- powiedziałam. Na co Ksiądz
powiedział mi, że "na pewno nie będzie problemu 
i żeby zadzwonić za parę dni". Tak też zrobiłam. 
W tej rozmowie czuć było pewność, swobodę tego
Księdza. Czuło się, że jest ks. Dziekanem, choć nie
wywyższał się. Na początku zaś drugiej rozmowy poczułam
zmianę- niepewność, niepokój, itd. Nie myliłam się.

Powiedział mi, że "moja sprawa nie zostanie pozytywnie
załatwiona." Zapytałam- czemu? "Bo Państwo nie macie
ślubu." Zapytałam- czy tylko ja? Nic nie mogę na to
poradzić. Ks. Proboszcz podjął taką decyzję i niech tak
będzie". Chciałam coś jeszcze dodać, ale Ksiądz
pożegnał się ze mną i zakończył naszą rozmowę przez
telefon- rozłączył się.

Czułam to, jak bardzo się bał; aby za dużo nie powiedzieć,
aby szybko odpowiedzieć na moje pytania i zakończyć 
tę rozmowę.

M.
Został Ci jeszcze ks. Biskup...

E.
Tak, ale tam nie chciało się mi już pisać, ani dzwonić...
Byłam zrezygnowana... ,może gdyby ktoś mnie zachęcił...
Mama napisała kilka listów i do księży, i do Telewizji,
ale nikt nie chciał nam pomóc- oprócz jednej Pani
Redaktor. Nawet zadzwoniła do nas, ale ks. Proboszcz
z moim partnerem pojechali tam i wszystko odwołali.

M.
To był czas, kiedy nie chodziłaś do Kościoła, a to właśnie
ten ksiądz proboszcz zachęcał Cię na "Kolędzie",
abyś zaczęła chodzić do Kościoła..., czy tak?

E.
Tak:-). Mówił- "Ewo, na początku- chociaż- raz 
w miesiącu; później dwa, trzy, aż przyjdzie taki czas,
że sama zaczniesz chodzić do Kościoła, z własnej woli,
bez przymusu. Nie pogniewam się na Ciebie, jeżeli
chociaż raz w miesiącu zobaczę Cię w Kościele".

M.
Wiesz Ewo- powiem Ci tak. To, co teraz napisałaś
o ks. proboszczu- nie wygląda na to, żeby był złym
człowiekiem..., choć można się pomylić...

E.
Nie mylisz się. Ks. Proboszcz taki był na początku.
Zmieniła Go jego serdeczna przyjaciółka, władza,
wiedza i pieniądze. Pewnej niedzieli wyszłam na dwór
i wysłuchałam "Kazania" wygłoszonego przez byłego
ks. Proboszcza..., ale o tym już w następnym "poście".

M.
Jeszcze dziś???

E.
Nie mówię, że- nie;-):-)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz