czwartek, 11 lutego 2016

Kazanie...



E.
Pewnej niedzieli wyszłam na dwór, była Msza Święta 
(to był rok, w którym mój Syn miał przystąpić do Komunii Św.).
Akurat było "kazanie" głoszone przez (byłego)
ks. Proboszcza. Już miałam wrócić do domu, gdy
usłyszałam słowa, które mnie zainteresowały....

Ksiądz mówił o" <<anonimach>>, jakie ludzie piszą do ks. 
Biskupa i, że już niebawem ks. Biskup- bez czytania
-będzie wrzucał je do kosza. I jeżeli ktoś ma jakąś sprawę,
to oczywiście niech pisze- ale niech poda imię i nazwisko,
adres-to może tak być, że ks. Biskup zaprosi taką osobę/
osoby do Kurii, aby porozmawiać...". 

M.
To nie wszystko, co powiedział ten ksiądz, prawda?

E.
Prawda. Powiedział jeszcze tak- "Będzie jeszcze konfrontacja.
Nie myślcie sobie, że będziecie tylko Wy i ks. Biskup.
Będę jeszcze i ja!"

M.
Zastraszanie??? 'Fajnie'. Nie ma co! 

I tym "kazaniem" ks. proboszcz zachęcił Cię do napisania
listu do ks. Biskupa. Mam pytanie- czy ktoś pomagał Ci,
w napisaniu tego listu?

E.
Nikt mi nie pomagał. Sama go napisałam. Pisałam najpierw
na 'brudno', a później- na 'czysto'. Wysłałam ten list
(dość obszerny). Nie jestem "GALLEM ANONIMEM",
dlatego podpisałam się swoim imieniem i nazwiskiem,
podałam swój adres (domowy) i taki sam telefon. 
Nie spodziewałam się, że ks. Bp. odpowie mi na mój list.

Za kilka dni otrzymałam odpowiedź, że jeśli zechcę, to
niech zadzwonię- był podany nr tel. do Kurii Biskupiej.
Zadzwoniłam. Odebrał ks.Bp. Zaprosił tylko mnie do Kurii,
aby porozmawiać. Pojechałam. Zawiózł mnie mój partner.
Poszłam tam sama. W trakcie rozmowy ks.bp zapytał mnie
"czy przyjechałam z moim partnerem". Powiedziałam,
że przyjechałam sama. Skłamałam. Zrobiłam to specjalnie,
bo już w tym momencie wiedziałam, że mój partner
powiadomił (byłego) ks. Proboszcza, że jedzie ze mną, 
a Ten poinformował ks. Biskupa. Chciałam zobaczyć, jak
na to moje kłamstwo zareaguje. Mądrze postąpił, bo udał,
że nic nie wie na ten temat.

M.
Ewo..., powiedziałaś o tym kłamstwie ks. Biskupowi???

E.
Nie powiedziałam. Czekałam trochę na to spotkanie,
bo zajechaliśmy wcześniej. Po jakimś czasie podjechał
elegancki samochód, a w nim dwóch Panów-Ksiądz
(kierowca i Biskup). Stałam przy szybie. Popatrzyli,
pogadali i wysiedli. Ruszyli w stronę budynku. Ksiądz,
który był kierowcą, to nic nie był 'kumaty'...

M.
Ewo. Co to znaczy słowo 'kumaty'???

E.
Ani przywitał się po 'świecku', ani po 'Bożemu". 

M.
Zrozumiałem;-):-). To było go nauczyć. Było mu
powiedzieć- "Pocałuj kota..., w nos". Może by sobie coś
przypomniał- jeżeli nie z Seminarium Duchownego, 
to może ze Szkoły Podstawowej. Wiesz, że niektórych trzeba nauczyć "kultury", albo o niej przypomnieć...
Jak to mówią:
"Jak Cię nie nauczą- Ojciec, Matka
- to obcy Ludzie Cię nauczą".

A powiedz mi, jak ks. Bp się zachował?

E.
Z początku podobnie, ale po chwili się zawrócił...

Podszedł do mnie i zapytał: "Czy Pani czeka na mnie?"
Tak- powiedziałam. "Czy była Pani umówiona ze mną
na spotkanie?" Tak- taka była moja kolejna odpowiedź.
Przedstawił się Kim jest. Podał mi rękę..., i ja się
przedstawiłam..., a później pocałowałam ks. Bp w pierścień, 
jaki miał na palcu. Powiedział, "żeby poczekać chwilę",
a po niej mnie zaprosi do swego gabinetu- na rozmowę.
Niebawem mnie zawołał. Niesamowita chwila...
Ks. Bp usiadł za biurkiem. Mnie wskazał miejsce, aby
usiąść na przeciwko Niego. Tak też zrobiłam. Na 
ścianie były dwa 'zawieszone' obrazy Matki Bożej
(różne to były obrazy). Na biurku leżał mój list (pisany
długopisem i jakieś 'pismo' (list pisany na 
klawiaturze komputera).
Po chwili zaczęła się rozmowa..., ale o niej- być może o niej
-już w następnym "poście"..., a teraz- dobranoc:-)

M.
Dobranoc Ewo:-). Będę czekać na to z wielką cierpliwością.

P.s.
Jestem ciekaw, co z tej rozmowy zamieścisz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz